poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 23


Walizki spakowane, akumulatory naładowane na wakacje pełne zabawy. I nic mi teraz do szczęścia nie brakowało. No może dobrej pogody bo jak na razie to w Madrycie pada i mam nadzieję, że nie jest tak samo w Gijón. Choć panowie nas przekonywali, że nawet na deszcz mają fajne pomysły, ale z drugiej strony trochę się tego bałam. Nigdy nie wiadomo co im do głowy strzeli, zwłaszcza jak są razem. Nie raz już miałam tego przykład. Ale zapakowaliśmy walizki do auta Pedro bo był większy i w drogę. Dziewczyny siedziały sobie na tyle, a panowie na przodzie nad czym nie ubolewałam bo mogłam rozłożyć nogi. Na szczęście auto było wygodne, a droga dosyć długa nas czekała, zwłaszcza, że utknęliśmy w korku czego akurat nie lubiłam. Ale panowie plotkowali o czymś zawzięcie więc wolałyśmy im nie przeszkadzać i same zajęłyśmy się czymś ciekawszym. Radka wtulona w poduszkę poszła spać, a ja sama zajęłam się książką, którą pożyczyłam od swojej przyjaciółki i zachwalała ją. Więc miałam nadzieję, że i mi się spodoba. Jednak dopiero późnym popołudniem dojechaliśmy do naszego hotelu i nie marzyłam o niczym innym jak o tym, aby się po prostu wykąpać i wyprostować nogi.

- W takim razie odpoczynek i wieczorny spacer z kolacją.
- No tak. - zaśmiałam się do Denisa, kiedy byliśmy sami w pokoju
- W takim razie w podskokach do łazienki. Bo nie będziemy czekać.
- No już, już.

Szybka kąpiel i teraz mogłam chodzić nawet całą noc. Wyszykowałam się w cieplejsze rzeczy bo nie było za gorąco i mogłam iść. Zadowoleni poszliśmy do knajpki w której kiedyś jadłam z Denisem i na samo wspomnienie się uśmiechnęłam. Jedzenie do tej pory było smaczne, a Radka wraz z Pedro uczyli się jak nalewać cedr i o dziwo to tym razem właśnie chłopakowi dobrze wychodziło a nie Radce, czyli jednak nauki barmańskie nie poszły na marne. Na dodatek przy tym było dużo śmiechu, zwłaszcza jak Radka oblała Pedro. Ale postanowiliśmy i tak po kolacji iść na spacer po mieście więc chodziliśmy sobie tak powoli, i plotkowaliśmy na każdy możliwy temat a ja sama starałam się przypomnieć sobie każdą chwilę jaką spędziłam w tym miejscu.
Na drugi dzień było to samo - dzień pełen szaleństw. Zwiedzaliśmy, jedliśmy, opalaliśmy się i mile spędzaliśmy czas w swoim gronie. Czyli jednym słowem ładowałam się mega pozytywną energią na powrót do Madrytu. Choć nikt nie pozwolił mi choć na chwilę pomyśleć o pracy. Był jeden wielki luz i tak na prawdę spontan bo z tego co się okazało to panowie nie mieli nawet określonej trasy, a nasze cele podróży były wymyślane rano przy śniadaniu. Gdzie czasem dochodziło do spięć bo im podobało się co innego niż nam i tak musiało być sprawiedliwie i po równo. Tyle tylko, że w pewnym momencie chciałam pobyć choć na chwilę sama, dlatego tylko Radce powiedziałam, że idę na spacer. Uśmiechnęła się do mnie i tyle ją widziałam bo ruszyłam w dobrze mi znanym kierunku. Wspomnienia na nowo się odradzały, a kiedy znalazłam się w miejscu w którym tak na prawdę wszystko się zaczęło to na moich ustach widniał jeden - szeroki uśmiech, który jakby mógł to by oślepł przechodnia. Bo co jak co, ale szczęście biło ode mnie na kilometr i czułam to całą sobą. A kiedy poczułam coś ciepłego, spadającego na moje ramiona i zobaczyłam jedyną osobę, która każdego dnia sprawia, że moje szczęście osiąga największy szczyt to tylko się do niego szeroko uśmiechnęłam. W tym momencie nie liczyło się dla mnie nic więcej... tylko ja i Denis!

THE END

I mamy koniec opowiadania o Denisie i Karolinie. Mam nadzieję, że historia przypadła wam do gustu - a zwłaszcza, tobie agentko Karolix. To właśnie ty sprawiłaś, że to opowiadanie doszło do skutku i że napisałam je do końca, choć dobrze wiesz, że czasem mi lekko nie było. Na dodatek bardzo dobrze bawiłam się ponownie z Pedro, a także po raz pierwszy z Denisem. Może kiedyś coś jeszcze o tym bohaterze napiszę. Kto wie. Hmm nie jestem dobra w przemowach końcowych, a także początkowych. Dlatego chciałam po prostu podziękować wszystkim za miłe komentarze. 
A także podziękować Karolinie. Ponieważ poznałam ją przez przypadek, sama do niej napisałam a teraz po raz kolejny znalazłam bratnią duszę, z którą mogę przegadać każdą chwilę dnia i nie jest mi mało. Mogę pożalić się na ten świat, mogę pośmiać się (nawet rozumiesz moje żarty:P) a także po prostu gadać głupoty, które trzeba tłumaczyć słownikiem bo stylistyka jest tak pokręcona, że tylko my rozumiemy o co nam chodzi. 
Więc wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Obyś dożyła mi 100 lat, oby spełniły ci się wszystkie marzenia, te małe i te duże. Abyś znalazła tego jedynego, który nie będzie wieśniakiem z klatki obok, tylko będzie walić sam do ciebie oknami i drzwiami i balkonem! Abyś odnalazła w każdej sytuacji, w każdym momencie życia, dnia tą iskierkę nadziei i optymizmu. A także duuuużo wewnętrznej siły, spokoju. 
I co najważniejsze: I tak cię kocham jak siostrę, taka jaka jesteś więc się nie zmieniaj! 

100 lat 

I w prezencie również oddaje całe to opowiadanie, abyś mogła wracać do niego w momencie, kiedy problemy i smutki będą przytłaczać cię z każdej strony.